Music

poniedziałek, 9 czerwca 2014

"Oddałbym wszystko za chociaż jeden dzień w zatraceniu... Zatraceniu w Tobie." - K.

Czasami popełniamy błędy świadomie aby pokazać innym, że tak naprawdę wiemy lepiej, choć mamy świadomość tego, że w rzeczywistości druga osoba ma rację, ale mimo to dążymy do udowodnienia, że inni się mylą i że to właśnie my mamy przewagę słów...
Czasami popełniamy także błędy nieświadome, robimy wszystko przeciw sobie aby uszczęśliwić innych i poświęcić dla nich cały swój drogocenny czas, a nawet i życie... Wtedy zapominamy o Bożym świecie i zatracamy się w czymś, co tak naprawdę nie istnieje. Nie dowierzamy, gdy przychodzi nam spojrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy, tej realnej. Dopiero po ośmiu miesiącach jesteśmy w stanie powiedzieć, że to, co minęło i nigdy nie wróci było czymś więcej niż tylko Internetową miłością, było czymś więcej niż kochaniem się, było czymś więcej niż słodkimi słówkami, miłymi podarunkami, ciepłymi uśmiechami... Było zupełnie czymś więcej.
Minęło osiem miesięcy, dziura w mym sercu wypalona zostanie już na zawsze, nigdy nie zapomnę tego, co sprawiło, że moje życie nabrało sensu, zaczęłam wierzyć w siebie i w swoje zdolności, lecz jako ktoś inny... dobrze wiesz jako kto, Panie K. Codziennie budził mnie Twój słodki głos,  melodia dla mych uszu! - Choć nigdy nie dzwoniłeś. Codziennie wpatrywałam się godzinami w Twoje zdjęcia, snując plany na przyszłość i marząc o dotyku Twych malinowych warg. - Choć Ty nigdy nie wspominałeś, że patrzyłeś na moje.
Pokochałam Cię tak bardzo, a mój cały maluteńki świat przewrócił się do góry nogami. Uśmiechem zarażałam innych przechodniów na ulicy, tryskałam promieniami radości i pełni życia, ale Ty także.
Katolik, który stracił wiarę w Boga i stał się ateistą bez uczuć, zaczął rozdawać miłość zupełnie za darmo. Anioł - bez skrzydeł, Skarb - który się nie świeci, Mój Bóg - bez władzy nad niczym. Ateista, który pokochał Boga, dzięki jednej już nic nieznaczącej dla niego 'kobiety'? Wszystko w jeden dzień straciło dla nas sens, już byliśmy dla siebie obcy, nic nie miało znaczenia. Boli mnie serce, gdy o tym wspominam, łza kręci się w oku, a ręce drżą z przerażenia, że znów to się stanie.
Cierpię z powodu Twych kłamstw, cierpię z powodu mych kłamstw, boli mnie, że tak szybko się poddałeś, boli mnie to, że tak szybko poddałam się ja. Oboje zagubieni w kłamstwach, zanurzeni w lawinie obłudy i niespełnionej miłości, odbiciem naszych ukrytych  twarzy, które gdzieś daleko w nas skrycie leżą na dnie, czekając na ujawnienie "czarnej strony". Czego chcieć więcej? Zniszczyliśmy się oboje nawzajem. Bitwa na noże i miecze została rozstrzygnięta. Bitwa była krwawa, krwawi do dziś, żadne z nas nie wygrało. Odeszliśmy jakby nigdy nic zrzucając naszą zbroję na polu bitwy. Odeszliśmy...
Nie chcę już dłużej rozdrapywać tych ran, dlatego to ostatnie moje słowa. Zapamiętaj tylko tyle... Nigdy nie zapomina się pierwszej miłości nawet jeśli była tak bardzo krwawa...
Pierwszy i ostatni wiersz mój dla Ciebie. Proszę, zostaw go dla siebie, Panie K.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Niedokończone - opowiadanie

Zupełnie normalna nastolatka, która ma zwykłe problemy, jest w okresie buntu i często ma nieodpowiedzialne wybryki, które czasami wychodzą spoza kontroli, ale to nic wielkiego. Każdy nastoletni człowiek przechodzi przez to samo. - Nie wyróżniam się niczym innym. Mogę być spokojna...
W końcu moje wszystkie koleżanki przeżywały dosłownie to samo; bolesna miłość, kilka kompromitujących wpadek, kłótnie z rodzicami i z rodzeństwem, kompleksy, gorsze wyniki w nauce, buntowniczy wyzywający strój aby podkreślić swój charakter... To było normalne zachowanie normalnej dorastającej kobiety, przecież każdy pragnie być zauważony wśród społeczeństwa. 
Tylko, niestety, ale pewne fakty zaczęły mnie przerażać. Po raz pierwszy dostrzegłam, że jest jednak ze mną coś nie tak. Moje demony z przeszłości zaczęły wracać, rana zadana długi czas temu przez przypadek została rozdrapana, pociekła obfita krew, ale to był dopiero początek...

- Spójrz! - Krzyknęła Noah przeraźliwym tonem głosu, zasłaniając dłońmi całą twarz.  
- Nie rozumiem, na co mam patrzeć? Nic tam nie widzę.... - Odparła zdziwiona Clara. 
- No patrz uważnie! Stoi tam! Za drzewem! - Zawołała.
- Noah...
Przyjaciółka bez wahania obdarowała przerażoną dziewczynę ciepłym bezpiecznym uściskiem. 
- Wszystko jest w porządku. - Uśmiechnęła się, kiedy spojrzała jej w twarz. Pragnęła wzbudzić w niej zaufanie i dodać w ten sposób trochę otuchy. Udało jej się [...]
W nocy Noah obudziły delikatne głosy, wołające o pomoc. Przerażona, oblana potem usiadła raptownie na łóżku biorąc kilka głębokich oddechów. Myślała, że to koszmar, który już się skończył natomiast dziewczyna myliła się. Wołania o pomoc młodych delikatnych głosów z każdą chwilą narastały.
- To niemożliwe. - Wyszeptała cicho, kładąc się i przykrywając kołdrą po same uszy. Wpatrywała jedynie swoje wielkie przerażone oczy w ciemność, szukając jakiejś poszlaki, dowodu na to, że nie jest to sen.
Poczuła na swojej głowie chłód, który przeszył jej całe ciało. Drżała z zimna. Po chwili natomiast to samo poczuła na ręce, którą wystawiła spod przykrycia. Nie wiedziała co się dzieje. Zabrała szybko dłoń chowając ją pod kołdrę. Po cichu zaczęła się modlić do Boga, o ustanie tego, co się dzieje. Modlitwa została wysłuchana, wszystko ustało, gdyby nigdy nic...
Rankiem obudziła się o dziwo wypoczęta, zapomniała co działo się w nocy. Wstała z łóżka z myślą, że był to tylko sen. Jak zawsze naszykowała sobie czarną bieliznę i czarne ubrania, kochała ten kolor. Jej biżuteria nie była zbyt bogata, miała za ledwie kilka robionych samodzielnie bransoletek, jeden złoty łańcuszek, bransoletkę, kilka różańców na rękę, trzy kolczyki do wargi, jeden krzyżyk na rzemyku, z którym się nie rozstawała i w końcu złoty pierścionek, który nosiła codziennie. Podarowała go jej zmarła już babcia. Noah twierdziła, że poprzez ten pierścionek ma kontakt z ukochaną babcią, ochrania ją od złego. Głęboko w to zawierzała i może miała rację, za każdym razem, kiedy była w potrzebie głaskała złoty pierścionek z myślą o babci, rzeczywiście, dawało jej to ukojenie.
Dokończyła szybko swój wyzywający makijaż, wzięła czarną torbę z różnymi naszywkami, z logami kapel metalowych, ubrała glany i wybiegła z domu pośpiesznie na autobus. Dziewczyna nigdy nie szła spokojnie na przystanek, zawsze biegła i często zatrzymywała autobus w drodze, tym razem również tak było...
Biegnąc zauważyła, że przed nią stanęła znienacka czarna postać, nie ruszała się, nic nie mówiła w dodatku stała tyłem. Noah zatrzymała się. Jej brązowe długie, falowane włosy opadły na szczupłe ramiona. Poprawiła swoją torbę chcąc elegancko przejść obok nieznajomego, który w ogóle nie drgnął. Nie wiedziała jednak, że ta postać jest wyłącznie wytworem jej wyobraźni. Przełknęła ślinę, założyła kaptur na głowę i rusza przed siebie. Nie lubiła ludzi, zawsze się z niej naśmiewali, twierdzili, że jest inna niż wszyscy, a ona tylko była sobą. Kiedy w końcu siedemnastolatka wyminęła czarną postać, dostrzegła, że w rzeczywistości jej tam nie było, postać zniknęła.
Przerażona zaistniałą sytuacją, podskoczyła, gdy kierowca autobusu zatrąbił na nią. Odwróciła się i zobaczyła jej ulubionego kierowcę, który jako jedyny był dla niej miły. Otworzył jej drzwi i weszła do pojazdu. Czuła wzrok wszystkich na sobie i słyszała również te niegrzeczne docinki w jej stronę. "Znowu się spóźniła...", "Niech jedzie później do szkoły, skoro ma problem z przyjściem na czas..." Każda ta oblega trafiała do jej serca. Była przecież wrażliwą osobą, byle jakie słowa zawsze mocno ją raniły i tak było tym razem. Gdy usiadła na schodach, bo nie było miejsc siedzących, schowała twarz w dłoniach, a jej policzki robiły się coraz wilgotniejsze.
- Hej, usiądź, proszę. - Usłyszała znajomy męski głos. Był delikatny i subtelny, jak melodia dla jej uszu.
Wtedy odwróciła się i zauważyła chłopca. Niezbyt wysoki, brunet, brązowe oczy, duże usta i słodkich uśmiech na nich. Otarła łzy z policzków i wstała. Od razu na jej twarzy zabłysnął uroczy uśmiech, podobno to najpiękniejszy uśmiech na świecie, ten, który wiele wycierpiał.
- Dziękuję.

Dzień w szkole był dla niej straszny. Siedziała pod ścianą, zupełnie sama, tak naprawdę nikogo to nie obchodziło. Nikt prawie jej nie zauważał, czasami także nauczyciele omijali ją przy sprawdzaniu obecności, tak jakby w ogóle nie istniała. Miała wrażenie, że wszyscy dookoła śmieją się z niej, wrogo patrzą na nią i czują obrzydzenie, dziewczyna nie myliła się, co do przeczuć.
Po powrocie do domu odprowadziła siedzącą przy ścianie zupełnie nieprzytomną matkę do łóżka. Przykryła ją czerwonym kocykiem, którym ona kiedyś przykrywała Noah, kiedy była małym dzieckiem.
- Śpij, Mamusiu... - Pogłaskała kciukiem jej czoło jeszcze chwilę przyglądając się matce.
Posprzątała zbędne butelki po alkoholu, tak aby ojciec niczego nie widział. No, właśnie...A gdzie był ojciec? Tak naprawdę żadna z nich nie wiedziała, gdzie on może być. Pracę kończył zawsze o godzinie 16, a wracał po 17 czasami nawet po 18 twierdząc, że w pracy mu coś wypadło.
Jeszcze niedawno rodzice kłócili się o to, że ojciec zdradza matkę. Miała dowody na to, jego sms'y wskazywały na to, że miał chrapkę na chrzestną Noah. Za to dziewczyna jej po prostu nienawidzi. Jak ona mogła pisać do żonatego mężczyzny? Na dodatek męża jej matki siostry. Można nazwać to trochę patologią.
Noah wzięła dwa wafle ryżowe z kuchni i poszła do pokoju. Zjadła jeden i nadgryzła drugi popijając wodą niegazowaną, która zawsze stała w jej pokoju. To było jej śniadanie, czasami obiad oraz kolacja.
Położyła się na łóżku i zasnęła, tak na kilka godzin.
Obudził ją hałas dobiegający z drugiego pokoju, jakby ktoś tłukł talerze. Zerwała się i poszła zobaczyć, co to takiego. Na miejscu okazało się, że to rodzice. Jak zwykle jeszcze nietrzeźwa matka wszczęła kłótnię o, na całe szczęście, niedoszłą zdradę partnera, choć trudno było stwierdzić, czy teraz jej nie zdradzał...
Siedemnastolatka wróciła do swojego pokoju, gdzie od razu włączyła laptopa aby móc skontaktować się ze swoimi znajomymi. Oczywiście nie byli to zwykli znajomi, lecz ludzie transseksualni, homoseksualni, biseksualni oraz ludzie z różnymi zaburzeniami psychicznymi. Byli dla niej jak przyjaciele, a niektórzy nawet jak rodzina jednakże nigdy nie mówiła im, co tak naprawdę widziała i co złego działo się z nią. Nie chciała ich martwić i marnować bezcenny czas opowiadając o swoim nędznym życiu, jeśli można było to nazwać życiem... Wysłuchała problemów swoich przyjaciół myśląc nad ich rozwiązaniem. Większość z nich po prostu chciała popełnić samobójstwo, a Noah próbowała powstrzymać ich od tego dając wiele argumentów na to, że życie może być piękne, choć tak naprawdę sama w to nie wierzyła. Po kilku godzinach, gdy odłożyła laptopa na bok, usiadła na łóżku wpatrując się w obrazek z Komunii Świętej. Przypomniała sobie wtedy, kim jest, a raczej była... Pomocną chrześcijanką, która poświęcała swoje zdrowie i czas dla innych, a ludzie ją zniszczyli, wyssali całą energię oraz szczęście z niej, pozostawiając na pastwę losu. W tej samej chwili poczuła wibracje na łóżku.
- Mój telefon! - Zawołała szukając go wszędzie. Noah zawsze gubiła telefon gdzieś w pościeli.
W końcu go znalazła, to był V. Odebrała telefon mówiąc słodkim głosem:
- Dobry wieczór.
Ich rozmowa trwała bardzo długo, nigdy nie kończyły im się tematy, tym bardziej, że dziewczyna była rozgadana, a przy chłopaku czuła się jeszcze bardziej swobodnie. Nie byli ze sobą, ale dobrze się dogadywali i rozumieli. Niemal jak brat z siostrą. V. poprawiał jej humor i zawsze wiedział, kiedy zadzwonić. On jako jedyny wiedział o jej wszystkich problemach i mimo wszystko trwał przy jej boku, choć na odległość. Nigdy się nie widzieli na żywo, ale bardzo często o tym rozmawiali, jakby wyglądało ich pierwsze spotkanie i co by na nim robili. Wszystko było oczywiste, V. był romantykiem, czuły, wrażliwy, troskliwy i pełen miłości. Kochała takich.
"Wziąłbym Cię na polanę, gdzie rośnie jeden jedyny krzak róży. Tam usiedlibyśmy sobie wygodnie. Ja oparty o pień drzewa, Ty oparta o moje ramię. Czytałbym Ci piękną książkę o miłości, a Ty przy zamkniętych oczach marzyła i planowała naszą wspólną przyszłość. Całowałbym Cię w delikatne dłonie, patrząc prosto w oczy. Zrywał kwiecie róż i obsypywał płatkami, jak najbogatszą i najpiękniejszą mą księżniczkę. Potem złączylibyśmy się w jedność fizyczną oraz duchową. Traktowałbym Cię jak damę, pieścił Twoje smukłe ramiona i wąchał miękkie włosy, tak długo aż by Ci się znudziło. Patrzyłbym w oczy Twe jak w gwiazdy, najjaśniejsze i marzył o dotyku Twych malinowych warg..."
Dziewczyna nie potrafiła mu się oprzeć, był dla niej idealny.